BLOG
Po poprzednim wpisie pojawiły się dziś pierwsze reakcje na moją nominację na dyrektora radiowej Dwójki. Na część z nich - na salonie24 - mogłem odpowiedzieć. To miłe, że tak wiele było gratulacji i wyrazów zaufania - natomiast też dobrze, że niektórzy opowiedzieli również o swoich obawach czy zastrzeżeniach. Z takich krytycznych głosów zawsze starałem się korzystać, więc i tym razem nawet w ewidentnych złośliwościach niektórych internetowych anonimów umiem znaleźć coś pozytywnego: fakt, że Dwójka dla tych ludzi jest, najwyraźniej, tak ważna. Tym powinienem się cieszyć jako nowy dyrektor tej anteny: myślę, że gdy się tak złoszczą, to dają jakieś świadectwo przejęcia się tym radiem. Choć, z drugiej strony, dają temu wyraz czasem w sposób, którego tak bardzo nie lubią, gdy np. pojawi się tu czy tam po "moherowej" stronie. Ja tego stylu nie lubię niezależnie od tego, jakiej treści chce on służyć: jest to forma dewastująca wszelki dialog, jak hałas uniemożliwiający usłyszenie się.
W ciągu dzisiejszego dnia odebrałem też pierwsze spontaniczne telefony od osób opowiadających o swoich doświadczeniach z Dwójką: doświadczeniach wiernych słuchaczy lub współpracowników. To dobry znak, że z każdej takiej rozmowy wychodzi obraz anteny wysoko cenionej, z rozpoznawalnymi autorami i formami. Swoją drogą, nawet nie wiedziałem, że mam tylu zapalonych "dwójkarzy" wśród bliższych i dalszych znajomych.
Każda zbierana opinia jest ważna - choć są różnej wagi i tematu: jedni mówią o "dżinglu", a drudzy o Haydnie, jedni o przeglądach prasy, a drudzy o muzyce ludowej alo jazzie. Opinie pochodzące od słuchaczy to jedna strona medalu - na obejrzenie drugiej przyjdzie poczekać do czasu spotkań z Zespołem. Na to spotkanie czekam z ogromnym zaciekawieniem.
I tylko martwię się, że zanim do niego dojdzie, "Gazeta Wyborcza" straszy ludzi, przyprawiając mi gębę, a raczej wąsik z przepaską pirata. Nic innego nie mogłem się spodziewać po gazecie, którą kilka miesięcy temu wyróżniłem publiczną deklaracją, że z nią w żaden sposób nie będę współpracował. Teraz słodkie dzieło zemsty sprawuje nade mną specjalistka od mokrej roboty, p. Katarzyna Wiśniewska. Odkryła rzeczy wstrząsające w moim blogu - przede wszystkim to, że "chwaliłem Benedykta XVI" (rzecz u katolika zupełnie niezwykła). Cytowana w tekście p. Izabella Cywińska przyznaje, że wie o mnie niewiele, lecz na wszelki wypadek ostrzega przed moją "ideologią", a ponadto martwi się czy będę potrafił "rozmawiać z inteligencją".
No cóż, kiedyś dla niektórych ludzi "świat" to było to, co można ogarnąć okiem z dachu chałupy. Dziś zdarza się, iż "inteligencją" są jedynie właśni znajomi. A przecież świat - choć jest dziś globalną wioską - jest znacznie, znacznie szerszy. Co z inteligencją?
A jednak z takimi opiniami - podobnie jak z tymi w internecie, o których było wyżej - też warto się jakoś liczyć. Idę do Dwójki także po to, aby nawet osoba tak bywała jak Izabella Cywińska mogła spojrzeć znów trochę szerzej niż dotąd na świat. W końcu inteligent to człowiek, który wie, iż świat jest zwykle znacznie ciekawszy od naszych ludzkich schematów lub gazetowych ideologii. Jestem przekonany, że w Dwójce spotkam wielu ludzi głęboko o tym przekonanych.